Jak to jest, że jedni są szczęśliwi, a inni nie są. Od czego to szczęście w zasadzie zależy?
Szukałam odpowiedzi w nauce. Przeczytałam wiele książek, badań i opracowań naukowych w poszukiwaniu prawdy o szczęściu. Według wielu z nich odczuwanie szczęścia mamy zapisane w genach. Albo ktoś przyszedł na świat z predyspozycją do banana na twarzy, albo nie. Zgodnie z tą koncepcją pesymistą człowiek się rodzi i nic na to nie poradzisz. DNA nie oszukasz. Coś w tym jest, ale chyba nie do końca taka prosta odpowiedź mi odpowiada. To by było dość smutne, gdybyśmy nie mieli wpływu na własne postrzeganie świata. Jasne, tendencje do opty-, pesy- lub realizmu każdy pewnie jakieś ma. Ale tendencja jest tendencją, a nie przymusem. Jednak wybrać zawsze można, czy się komuś powie dzień dobry z uśmiechem na twarzy, czy burknie pod nosem.

Szukałam odpowiedzi u ludzi. Obserwowałam, przyglądałam się, słuchałam z uwagą.

Jedni sugerują, że z pieniędzmi łatwiej o szczęście. Hmm, w takim razie skąd się biorą smutasy, zrzędy, a nawet samobójcy wśród bogaczy? I czemu najszczerszy śmiech w świecie, taki zaczynający się już w oczach, widziałam u ludzi, którzy nie posiadają za wiele?
Inni mówią, że jak jest zdrowie, to jest szczęście. Ciężko się nie zgodzić. Każdy chce być zdrowy. Tylko znowu – znam ludzi, którzy w życiu co najwyżej zaznali kataru i pryszcza na czole, ale nie sprawiają wrażenia szczególnie szczęśliwych. A znam takich, którzy chorują poważnie, a ich szczęście kroczy pięć metrów przed nimi, a przebywając w ich otoczeniu unoszę się na oparach zadowolenia z życia i radości totalnej.

Jeszcze kolejni przekonują, że kluczem do szczęścia jest miłość, rodzina, realizacja marzeń, równowaga, sukcesy, rozwój – niepotrzebne skreślić. Aż się w głowie kręci od ilości warunków, jakie musiałyby być spełnione, żeby tego nieszczęsnego szczęścia zaznać.

Człowiek się więcej namęczy niż to warte…

Są w końcu tacy, którzy twierdzą, że to kwestia pecha. Zły, okrutny los zabiera szczęście tym, którzy mają go mało i daje tym, co posiadają go aż zanadto. To ich jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu o bezsensie istnienia, niesprawiedliwości totalnej i smutku obowiązkowym. Z tej sytuacji wyjścia jakby nie ma. Brrr, nie idźmy w tą stronę.

Szukałam odpowiedzi w wierzeniach. Zawędrowałam ostatnio na drugi koniec świata, do świątyni Hindu. Tam dowiedziałam się, że jak teraz będę dobra, to w przyszłym życiu odrodzę się w lepszym wcieleniu i szczęście gwarantowane. Swoją drogą, trochę to podobne do rodzimych religijnych obietnic… No dobrze, ale co, jeśli ktoś chce być szczęśliwy już teraz? W tym życiu? No bo te kolejne, to – umówmy się – takie średnio pewne… A jak się komuś tam na górze pomyli i odrodzę się jako niby szczęśliwa, ale jednak ameba? Skąd ameba wie, że jest szczęśliwa? Teoria ze szczęściem obiecanym wydaje mi się zatem nieco naciągana.

Nic mnie zatem do końca nie przekonało. W końcu postanowiłam poszukać odpowiedzi w sobie. Jak to mówią, umiesz liczyć – licz na siebie. Po namyśle doszłam do wniosku, że szczęście zależy od dwóch rzeczy i to takich, na które każdy z nas ma wpływ. Pocieszające, prawda?

Te rzeczy to: uwaga i energia.

UWAGA. Masz ograniczoną ilość uwagi i to na czym ją skupiasz zależy od ciebie. Możesz skupiać uwagę na tym, co smutne, złe i niesprawiedliwe. A możesz na tym, co dobre, piękne i cudowne. Niczym oko Saurona, masz możliwość kierowania swojej uwagi tam, gdzie akurat chcesz. Pamiętaj, że masz jej ograniczoną ilość. Jednocześnie możesz świadomie i z pełnym zaangażowaniem poświęcać swoją uwagę tylko jednej rzeczy. Jeśli skupiasz się na tym, co nie jest fajne, to nie zauważysz tego, co genialne. Umknie ci to. Niestety. Uwagę masz jedną. Albo bawisz się z dzieckiem, albo oglądasz serial. Albo patrzysz na drogę, albo piszesz smsa. Albo szukasz rozwiązania, albo psioczysz na problem. Albo tańczysz w deszczu, albo przeklinasz na pogodę. Albo – albo.

Doszłam do wniosku, że ci, którzy potrafią skupiać uwagę, na tym, co pozytywne, konstruktywne, dobre – są co do zasady szczęśliwsi. To nie znaczy, że nie zauważają nieszczęścia. Oni nie dość, że próbują je obrócić w szczęście, to jeszcze pomagają innym widzieć świat lepszym. I robić go lepszym.

ENERGIA. To, jak dbasz o swoją energię i jaką energią się otaczasz także zależy od ciebie.

Są rzeczy, które trzeba o sobie wiedzieć i egoistycznie się o nie zatroszczyć. Ile snu jest dla ciebie optymalne, jakie jedzenie ci pasuje, ile ruchu potrzebujesz, żeby czuć się dobrze. Czy jesteś introwertykiem, który oddaje energię wśród ludzi, a ładuje baterie w samotności, czy wręcz przeciwnie. A przede wszystkim, jakimi ludźmi się otaczasz i czy oni sprzyjają twojemu szczęściu. Wampir energetyczny potrafi wyssać pokłady nawet największego optymizmu i porzucić ofiarę wyschniętą na wiór. Porządne przytulenie lub odpowiednia dawka wspólnego śmiechu potrafi ukoić najbardziej sponiewieraną duszę. Twoje postrzeganie świata może w dużej mierze zależeć od tego, jaką energią się otaczasz i jaką energię generujesz.

Narzekanie jest zaraźliwe, ale cieszenie się życiem też. Lepiej zarażać siebie i innych dobrym wirusem. Robienie dobra się udziela. I daje szczęście.

I taką sobie oto ideologię do szczęścia dorobiłam na własne potrzeby. Dobrze mi z nią muszę przyznać. Sprawdza mi się. Zachęcam do pożyczania. Może kiedyś książkę o tym napiszę… ? Lubię sprzyjać szczęściu.

Autor:
Marzena Rybicka-Szudera,
Trener, coach, menadźer, autorka bloga „Life, it’s easy”

Kategorie: Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *